Z pamiętnika testera #5: Cholerna drogówka

Długo myślałem nad tematem kolejnej części „Pamiętnika”. Wszystko przez to, że pracuje obecnie nad tekstem w nieco innej formie i nieco innej tematyce niż to, co aktualnie dostajecie ode mnie na łamach test.auto.pl, ale cytując klasyka „nie uprzedzajmy faktów”. Tak, czy owak ciężko było mi się wyłamać z tamtego toku myślenia i wrócić do pamiętników, ale kiedy myślałem już, że sytuacja jest beznadziejna i nic nie napiszę przyszło mi do głowy, coś z czym większość lub nawet każdy z Was się już spotkał. Mowa dziś będzie o działalności tak „kochanej” przez kierowców drogówki, o tym czy mają oni słuszność łapiąc „niewinnych” kierowców, czy to po prostu sposób na wyciągnięcie z naszych kieszeni pieniędzy za pomocą mandatów.

Drogówka, a właściwie Wydział Ruchu Drogowego Komedy Policji to temat wielu reportaży, kabaretów, nawet filmów, ale także codziennych rozmów między kierowcami. Większość za pewne marzyłaby o tym, żeby zniknęli z dróg i zajęli się „łapaniem prawdziwych bandytów!”. No prawda, że też tak mówicie? Zwłaszcza młodzi kierowcy mają to do siebie, kiedy odchodzą z druczkami do wpłaty po spotkaniu z panami w niebieskich mundurach, którzy nie wiedzieć czemu przyczepili się do tych 40 km/h ponad ograniczenie, kiedy przecież była pusta droga! No prawdziwy skandal!

Wiele lat też, tak uważałem. Mało tego, otrzymanymi mandatami, ani trochę się nie przejmowałem i wcale nie skłaniały mnie one do zdjęcia nogi z gazu. Olewanie zasad ruchu drogowego, szło mi tak dobrze, że w ogólnopolskiej loterii policji na punkty karne, nazbierałem ich tyle, aż byłem o krok od wygrania przesiadki na rower lub komunikacje miejską na co najmniej rok. W szczytowym okresie uzbierałem już 21 punktów karnych, ale jeżeli myślicie, że może wtedy zastanowiłem się nad swoim postępowaniem i spokorniałem to jesteście w błędzie. Skłoniło mnie to jedynie, a właściwie lepszym słowem byłoby zmusiło, do jeżdżenia w tempie niemieckiego emeryta chorego na jaskrę przez pół roku. Pół roku, bo tyle czasu minęło od uzyskania 21 punktów karnych, do „skasowania” się po roku od otrzymania 10 punktów z wcześniejszego mandatu. Naturalnie mandatu za prędkość, bo przecież nie za blokowanie lewego pasa zbyt powolną jazdą. Gdyby sytuacja miała miejsce dziś, to nawet nie uzbierałbym tych 21 punktów bo w między czasie rozstałbym się z kawałkiem zalaminowanego papierka podpisanego „Prawo jazdy” na 3 miesiące, a potem na kolejne 3 miesiące. Tak bardzo lekkomyślny byłem. Chociaż w tamtym momencie myślałem sobie, motyla noga, co ja im szkodzę, jeżdżę szybko fakt, ale przecież JA jeżdżę bezpiecznie! Zajmijcie się łapaniem prawdziwych bandytów! No właśnie, zrozumienie, że to ja jestem tym prawdziwym bandytą było w tym wszystkim najtrudniejsze.

Skoda Octavia 3

Pomogło mi widmo straty, najważniejszego ówcześnie dla mnie, dokumentu. Pół roku jeździłem w całości zgodnie z przepisami, i to dokładnie w 100% jak ustawodawca przykazał, ludzie nawet na egzaminie nie jeżdżą tak porządnie. Po długim czasie z prawą nogą wciśniętą w dywanik, takie przymusowe zwolnienie sprawiło, że za kierownicą zacząłem się potwornie nudzić. Wszystko na drodze zaczęło się dla mnie dziać nienaturalnie powoli, a że bezpieczna jazda absorbowała jedynie 1/5 mojej uwagi to całą resztę mogłem poświęcić na obserwacje zachowania innych uczestników ruchu. Nagle dotarło do mnie jak wiele wcześniej mi umykało i zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo niebezpiecznym miejscem jest ulica. Nie, nie chodzi mi, tu o niebezpieczeństwo ulicy w stylu Pragi Północ, gdzie po nocy możesz dostać kose w plecy i śmierć konfidentom i JP na 100%, ale o niebezpieczeństwo codziennej normalnej jazdy, kiedy tak naprawdę każdy jest potencjalnym zabójcą. Nie tylko młody gniewny w „odelżonej” za sprawą rdzy Omedze 3.0 V6 LPG, ani bogaty idiota w M3 upalający swoją bestię bez pojęcia o szybkiej jeździe po zatłoczonej Warszawie. Potencjalny morderca ukrywa się też pod postacią 80cio letniej babci do granic wyobraźni zestresowanej jazdą swoim kilkuletnim Polo, albo kochającej mamusi zaaferowanej trójką swoich pociech, rozrabiających na tylnej kanapie potężnego SUVa z gwiazdą  na masce, czy też Typowego Janusza w błyszczącym od Plaka Passeratti. Dosłownie może nim być każdy, także Ty drogi czytelniku. Po tym, czego naoglądałem się na drogach, przejeżdżając tysiące kilometrów jako tester chyba nic mnie już nie zdziwi. Mówię tak, za każdym razem kiedy spotkam jakieś prawdziwe kuriozum, po czym mija parę miesięcy i jednak ktoś to przebija. Takie klasyki jak cofanie na autostradzie, jazda pod prąd na trzy pasmowej jednokierunkowej ulicy w środku Warszawy, awaryjne hamowanie przed TIRem na drodze ekspresowej, bo trzeba kupić jagody, grzybki, malinki, oscypki i wuj wie co jeszcze. Każda z tych sytuacji to usiłowanie zabójstwa, które na szczęście w większości nie dochodzi do skutku. Co gorsza dla organów ścigania jest ono zupełnie niewykrywalne, a sprawca pozostaje bezkarny. Jak wiadomo niedoszły morderca, jeśli nie dosięgnęły go żadne konsekwencje będzie próbował zabić po raz kolejny, często nie dlatego, że umyślnie łamie przepisy, ale powodem jest brak wyobraźni i świadomości konsekwencji swoich działań.

Zobacz również:   [TEST] Ford Ranger Raptor

Renault Megane 4

Od czasu mojego przymusowego epizodu z powolną jazdą, nie wróciłem już nigdy do wcześniejszego turbo agresywnego trybu jazdy. Czy to dlatego, że boję się o stratę uprawnień do kierowania pojazdami mechanicznymi? Nie. To przez, to że boję się o swoje życie i boję się je komuś niewinnemu odebrać. Co z tego, że Ty dobrze prowadzisz i ze spokojem poruszasz się dwa razy szybciej niż inni, skoro nie przewidzisz wszystkiego. Nie przewidzisz nagłego defektu samochodu po którym stracisz połączenie kierownicy z kołami, nie zgadniesz, że nagle ktoś zmieni pas przed Tobą bo do auta wpadła mu osa i próbował ją przegonić, ani też nie możesz się spodziewać, że ktoś bez zatrzymania wyjedzie wprost pod Twoje koła z „podporządkowanej” bo ten jeden jedyny raz zapomniał się rozejrzeć. Jeżeli uważasz, że drogówka to bzdura i przepisy są dla ludzi, którzy po prostu nie umieją jeździć tak świetnie jak Ty to ok, Twoja sprawa. Jeżeli usilnie będziesz próbował jeździć 150 na godzinę przez miasto, to wierz mi jeżeli jesteś dostatecznie sprytny uda Ci się wypatrzeć radiowóz i możesz nawet nigdy nie dostać mandatu. Policji daleko do ideału i już z założenia nie da się im złapać każdego, ale to właśnie Ty powinieneś kontrolować samego siebie i być dla siebie najsurowszym ze wszystkich policjantów z drogówki. Chyba, że wolisz być potencjalnym zabójcą. Jedźcie ostrożnie i widzimy się już w kolejnym odcinku.

Leave a Reply