[TEST] Renault Talisman GrandTour 1.6 dCi 130KM EDC Intense

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Renault, to jedna z najstarszych firm produkujących auta, aż po dziś dzień. Zasłużona zarówno dla Francji, jak i dla motoryzacji na całym świecie. Jednak od lat 90tych, przynajmniej w moim odczuciu nie była niczym ciekawym, ani tym bardziej nie produkowali aut, nad zakupem których zastanowiłbym się dłuższą chwilę. No może poza paroma przebłyskami geniuszu, jak Clio V6, czy fenomenalny według mnie Avantime. Tylko ze to były takie białe kruki, albo może bardziej jaskółki, którym coś się poprzestawiało, zaczęły latać w listopadzie i bynajmniej nie zwiastowały wiosny. Auta tak utytułowanej przecież marki, zdawały się coraz bardziej blednąć i oddalać od tych wyznaczających trendy. Nawet peleton zaczął im uciekać. Do czasu…

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Ciężko jest mi wskazać moment, w którym wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze, bo jeszcze do niedawna zdarzały im się takie buble jak Fluence, który według mnie powinien stanąć w Sèvres jako wzór farsy na kołach, mimo że jego bazą było nie, aż takie najgorsze Megane. Wydaje mi się, że punktem w którym wszystko zaczęło się układać była, trafiona w dziesiątkę, inwestycja w przywrócenie zza grobu marki Dacia, oraz mariaż z koncernem Nissan. Dzięki temu dziś możemy się cieszyć całkiem nową gamą modelową Renault, w której właściwie na próżno szukać fałszywych nut. My dzisiaj nie będziemy jednak skupiać się na małych, pobocznych perełkach, a na warsztat weźmiemy główny klejnot w koronie. Przed Wami Renault Talisman w wersji Grandtour, auto które przyćmi każde złe wrażenie związane z francuską marką, jakie pojawiło się w waszej głowie w ciągu ostatnich dwudziestu lat.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Przed pierwszym spotkaniem z Talismanem, byłem nieco sceptyczny i podchodziłem do niego ze sporą rezerwą. Co prawda auto spodobało mi się z zewnątrz praktycznie od pierwszego wejrzenia. Odważne, ostre linie, zabawa światłami, wielkie, fenomenalne felgi, no po prostu, nie ma się do czego przyczepić. Żadnego niepasującego akcentu, ani jednego brzydkiego detalu, słowem prawdziwy ideał. Rozumiem, że to wszystko jest kwestią gustu i niektórzy dalej będą twierdzić, że co Passat, to Passat i nic nie zada większego szyku pod kościołem w Wielki Piątek, niż ta trumna na kołach. Dla mnie jednak Talisman to najlepiej wyglądające auto w swojej klasie od lat i chyba nawet mógłbym zaryzykować, że kiedykolwiek! Samochody Renault mogą świetnie zobrazować dwojakie zastosowanie sformułowania „odważny desgin”. Z jednej strony ulepili coś takiego jak Vel Satis, o którym redaktorzy w całej Polsce pisali w czasach jego premiery, że cechuje go odważny design. Nie mogli przecież napisać, że jest po prostu paskudny. To tak jakby powiedzieć o chorobliwie otyłym człowieku, że ma odważną figurę. PS. Jeżeli szukacie poprawności politycznej to zmieńcie stronę! Wracają do odważnego designu, do Talismana ten termin pasuje również jak ulał, jednak ze zgoła innych powodów. Flagowe auto Renault jest awangardowe, jest niespotykane, wyznacza kierunek i tym razem to on ucieka konkurencji, tak daleko, że nie wiem czy dogonią go za kolejne 3 zmiany modelowe.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Przed kontaktem z Talismanem, obawiałem się co ta piękna sylwetka skrywa pod sobą. Do tego nowoczesnego, odjechanego opakowania, przecież nijak nie pasowały kanapowe fotele, rozlazłe układy kierownicze, zawieszenie rodem z wózka dla dzieci, czy plastiki à la wczesny Gierek, a to wszystko rzeczy, z którymi niestety stykałem się w autach Renault z lat od 90-2015. Wcześniejszych modeli nie biorę pod uwagę, bo to już kompletny skok pokoleniowy i przynajmniej ja nie potrafię ich odnieść do dzisiejszych standardów, z resztą tak czysto subiektywnie, nie uważam że były one aż tak tragiczne jak na swoje czasy. Nie odbiegając od tematu, musiałem stawić czoła rzeczywistości, więc zastosowałem znany patent z otwieraniem drzwi przy zamkniętych oczach i powolnym otwieraniu powiek, w oczekiwaniu na uderzenie tandety. Okazało się, że nic podobnego się nie wydarzyło, a coraz mocniej padający deszcz zapędził mnie do środka, gdzie również czekało mnie pozytywne zaskoczenie. Przyzwyczajony do wcześniej widzianych wnętrz francuskich aut, które prawie zawsze były, porażająco  komfortowe i przerażająco paskudne, albo onieśmielająco efektowne, ale kompletnie nieefektywne, a już na pewno nieergonomiczne. Po 30 sekundach siedzenia w Talismanie, byłem niemal przekonany, że mam do czynienia z tym drugim wariantem. Nawet ludziom niewrażliwym na piękno, od razu w oczy rzuci się kontynuacja stylistyki karoserii. Długie, proste linie, nowoczesny minimalizm, i wrażenie obcowania z produktem klasy premium. Zupełnie nie jakbyśmy znajdowali się w kombi Renault, dla 40 letniego ojca rodziny, a w aucie klasy wyższej mającym w sobie coś z niemieckiego prestiżu i „porządności”, a przy tym sporą dozę francuskiej finezji. Tak dobrego połączenia w tej klasie nie zaserwował nam, nikt już od lat. Oczywiście im dłużej obcujemy z Talismanem, tym bardziej zauważamy jego braki w materiałach, czy jakości wykonania detali w stosunku do tej prawdziwej klasy premium. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy dopłacanie kolejnych 150 tysięcy, jest warte tego, aby nie móc się przyczepić do mało ważnych szczegółów i dostać parę gadżetów więcej? Dla mnie to żaden argument, ale rozumiem, że do niektórych przemawia to, iż oprócz nieco lepszych materiałów, kupują sobie większy prestiż wynikający ze znaczka na masce. Dla tych, którzy nie muszą sobie pompować poczucia własnej wartości bezsensownie przepłacając, Talisman będzie finansowym strzałem w dziesiątkę. Auto klasy premium, za połowę jego ceny, okazja lepsza niż świąteczne wyprzedaże w Stanach.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Nie myślcie jednak, że wnętrze naszego kombi, czy Grandtoura, jak kto woli, to kupa kiepskich plastików i ceraty na siedzeniach, ukształtowanych w ładną formę, o nie, nie! Mówiąc, że widzimy ich braki w stosunku do tych z prawdziwej klasy premium, miałem na myśli, że są bardzo akceptowalnej jakości, a jak na pieniądze, które za nie płacimy to nawet bardzo dobre, tym nie mniej nie oszukujmy się, to dalej nie jest cenowy pułap segmentu premium, więc nie dostaniemy tego co tam. Na komfort podróżowania jednak nikt nie powinien narzekać. Renault udała się kolejna rzecz w tym samochodzie. Jako pierwsi francuzi w historii połączyli dobry wygląd z dobrą wygodą i przyzwoitą ergonomią. Pięć dorosłych osób, może spokojnie pojechać nawet w dłuższą trasę i o ile wszyscy z nich nie będą 80-cio letnimi artretykami, to po wyjściu z auta dobre humory na pewno ich nie opuszczą. Tym bardziej, że Talisman, oprócz wygodnych foteli, o tapicerce o wiele bardziej przyjemnej od skórzanej, sporej ilości miejsca zarówno nad głową jak i na nogi, oferuje jeszcze znacznie więcej. Do kwestii zawieszenia przejdę później, teraz spojrzymy na sprawę jedynie od strony udogodnień znajdujących się na pokładzie.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

W aucie mamy do dyspozycji dwustrefową klimatyzację, ale to nie jest taka zwykła przepompownia i chłodnia dla powietrza. Nie wystarczy jedynie wspomnieć o jonizacji powietrza, to już na nikim nie robi wrażenia. Dzięki specjalnym czujnikom zanieczyszczeń auto wyczuwa, że jedziemy za jakimś śmierdzącym 20 letnim dieslem, zatankowanym rakotwórczą odmianą oleju opałowego i samo automatycznie zamyka obieg powietrza, tak abyśmy nie truli się niepotrzebnie i nie wdychali smrodu. Tak o nas dba! Obawiam się jedynie, że w Warszawie obieg będzie cały czas zamknięty, co też nie jest takie fajne, natomiast ciekawi mnie jak jest z blokadą zapachu gnojówki, na który każdy z nas natknął się nie raz w drodze do rodziny na wieś. Z jednej strony śmierdzi, ale z drugiej przecież to zdrowsze niż chemiczny nawóz. Mam nadzieje, że francuskie kombi nie zwariuje od takich dylematów.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Jest jeszcze jedno ważne udogodnienie, które docenią wszyscy pasażerowie, o ile wcześniej na ucho nie nadepnął im słoń, jest to zestaw audio BOSE. Tak dobrze brzmiącego Renault jeszcze nie było. Dźwięk jest klarowny, nawet jeśli lubicie słuchać muzyki głośno, plastiki nie brzęczą od basów, ale jeśli lubcie irracjonalne dudnienie, tutaj go nie znajdziecie. Odniosłem wrażenie, że Talisman gra najlepiej w średnim zakresie tonów. Chociaż normalnemu człowiekowi to nie będzie przeszkadzać, zawsze znajdzie się audiofil z przerostem ego, który przyczepi się nawet do akustyki profesjonalnego studia. Tak czy owak, za nagłośnienie w Talismanie, należy się plus.

Zobacz również:   [TEST] Nissan Juke 1.0 DIG-T 117 KM N-Design
Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Najwięcej udogodnień czeka oczywiście na kierowcę. Już poza tym, że to on jest panem i władcą wszystkich pokładowych systemów, czyli na przykład może wybierać aktualnie puszczaną muzykę, to do dyspozycji ma wielki dotykowy wyświetlacz, gdzie do woli może się bawić wszelakimi opcjami, od ustawień klimatyzacji, przez obsługę telefonu i nawigacji, na wybieraniu trybów jazdy kończąc. Istnieje jednak jeszcze kolejne udogodnienie, zarezerwowane wyłącznie dla kierowcy, które kiedyś w tej klasie było luksusem, kompletnie nie do pomyślenia. Chodzi o system masażu wbudowany w fotel. Nie jest to może urządzenie najwyższej klasy, bo miałem okazję siedzieć na fotelach, które robią to lepiej. Mimo tego, jest to całkiem przyjemny dodatek, który może okazać się zbawienny w czasie długich podróży służbowych, albo tych jeszcze bardziej wymagających, czyli z całą rodziną na wakacje.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Jako o ostatnim, wspomnę oczywiście o bagażniku. Jeżeli chcecie sprawdzić sobie jego pojemność w litrach i porównać z konkurencją, to takie informacje znajdziecie w internecie w ciągu sekund, więc nie będę ich przytaczał. Ze swojej strony powiem, że zapakowanie bagaży czteroosobowej rodziny, nie będzie absolutnie żadnym problemem, podłoga w bagażniku jest całkowicie płaska również po złożeniu tylnych siedzeń, oraz ma regularne kształty. Dla tych, którym to nie wystarczy, pod podłogą znajdują się dodatkowe małe schowki, na jakieś pierdoły, które podejrzewam, że ludzie wożą w takich miejscach. Mi się nigdy to nie zdarzyło, więc nie mam pojęcia co możecie chcieć tam schować, ale generalnie są, można odznaczyć.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Najgorsze było jeszcze przede mną, czyli zachowanie na drodze. Talisman, jednak obala kolejny mit związany z francuskimi autami, które znów poza paroma wyjątkami, prowadziły się gorzej niż nastolatki z Sosnowca. A nawet takie wyjątki, jak  np. Megane RS, albo Clio Sport na zawieszeniu Cup, nadawały się raczej jedynie na tor, bo na normalnych drogach były najzwyczajniej w świecie męczące. Byliśmy, więc znowu zmuszeniu do wybierania, pomiędzy dobrym prowadzeniem i przesadną twardością, a żadnym prowadzeniem i przesadnym komfortem. Tutaj francuzi, poszli już po rozum do głowy, a żeby nie obniżać sobie zbytnio poprzeczki, auto postawili na efektownych 19tkach z niskoprofilowymi oponami. Nie wiem jak im się to udało, ale w ciągu jednego modelu, przeszli od poziomu totalnych nieudaczników, do poziomu wysoko zaawansowanego. Komfort resorowania i utrzymywanie kontaktu z drogą to jedno, a samo skręcanie to drugie. Inżynierowie Renault, jakiś czas temu zaczęli eksperymentować z systemem skrętnych kół tylnych i nazwali całą zabawę kryptonimem 4Control. Zrobili to już w ostatniej generacji Laguny, chociaż tam system nie był nawet w części tak dobry jak tutaj. Talisman, pomimo swoich rozmiarów, na parkingu jest zwinniejszy od małego Clio, za to przy większych prędkościach, zachowuje stoicki spokój i prowadzi się, jak na tę klasę wprost telepatycznie. Nie napiszę nic więcej, bo jestem po prostu w szoku, prowadzenie jest genialne.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

To nie koniec atrakcji, jeżeli chodzi o jazdę. Pod maską naszej testówki znalazł się  silnik diesla o pojemności 1.6 litra i mocy 130 koni, połączony z pierwszą w Renault dwusprzęgłową skrzynią automatyczną. Jak na wymiary tego sporego kombi, taki tandem może się wydawać zupełnie niewystraczający, a już na pewno nie mający nic wspólnego z prestiżem. Nowoczesne silniki, w parze z równie nowoczesnymi skrzyniami, potrafią jednak zdziałać cuda. Na nadmiar mocy co prawda nie będziecie się uskarżać, ale na jej niedosyt też raczej nie powinniście. Co prawda z Talismana z tym silnikiem żaden sportowiec i nie próbujcie swoich sił w startach spod świateł, chyba że do prędkości 60km/h wtedy macie jeszcze jakieś szanse. Na pochwałę zasługuje za to spalanie, które nawet przy dynamicznej jeździe w cyklu mieszanym (ze wskazaniem na miasto), nie powinno przekroczyć granicy 7,4 litra, co w mojej opinii jest wartością absolutnie zadowalającą. Zwłaszcza, że zbicie tej wartości o kolejny litr wymaga niewielu wyrzeczeń, a o  1,5 litra, po prostu przestrzegania przepisów. W trasie  nie liczcie za to na jakieś gigantyczne oszczędności. Ok, przy prędkościach rzędu 90 km/h auto pochłonie około 4,7 litra na setkę, za to przy 120 już około 6. Ja mimo wszystko zafundowałbym sobie nieco żwawszą jednostkę napędową, tym bardziej, że zawieszenie zasługuje na takie docenienie.

Renault Talisman Grandtour fot. Marta Witkowska

Test Talismana dobiegł końca, a ja ciągle pozostawałem w szoku nad tym jak dobre wrażenie wywarło na mnie to Reanult. Jeśli miałbym być szczególnie upierdliwy, to pewnie przyczepiłbym się do mało intuicyjnej obsługi multimediów, przynajmniej przy pierwszy spotkaniu. Mógłbym gderać nad jakością i twardością niektórych plastików, tak samo mógłbym kręcić nosem nad hamulcami, które wyjątkowo łatwo zagotować i pewnie znalazłoby się kilka innych rzeczy, ale to mimo wszystko są detale, sprawy które jeśli komuś będą przeszkadzać, to nie dłużej niż przez 5 minut. Natomiast całokształt, tak jak reszta szczegółów zostawi Was z uśmiechem na ustach przez resztę dnia, a rozwarcie kącików ust powiększy się jeszcze bardziej kiedy zrozumiecie, jak dobry jest tutaj stosunek waszych wydanych pieniędzy, do otrzymanych za nie rzeczy. Pozostaje kwestia awaryjności. Tego jednak nie dane było mi sprawdzić, powiedzieć mogę jedynie, że mój egzemplarz nie popsuł się w trakcie testu. Chociaż równie dobrze może się okazać, że to tak wiążące, jak opinia kogoś, kto po słonecznych tygodniu spędzonym w Polsce w środku lipca, uważa nasz kraj za tropikalny. Przekonamy się z czasem. Na ten moment mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Talisman, to jedno z najładniejszych Renault jakie kiedykolwiek ujrzało światło dzienne, a na pewno najlepsze do codziennej jazdy. Czy jest najlepszym samochodem w swojej klasie? To kwestia indywidualna dla każdego, bo każdy ma swoje upodobania i zwraca uwagę na nieco inne aspekty. Jeżeli chodzi o mnie, Talisman to póki co zwycięzca. Chapeau bas!

test Renault Talisman

Leave a Reply