Elektryczny maluch, czyli [TEST] Smart fortwo electric drive

Smart fortwo. Auto jedyne w swoim rodzaju. W swojej klasie totalnie bezkonkurencyjne i właściwie obecnie nie ma dla niego żadnego konkurenta. Fakt Toyota coś próbowała zdziałać z modelem iQ, ale efekt był tak mizerny, że szkoda nawet o nim wspominać. Smart za to trwa na rynku dzielnie i nieprzerwanie od 1997 roku. Przez te już ponad 20 lat auto zdążyło nieznacznie urosnąć i odrobinę spoważnieć. Co broń boże nie oznacza, że jest duże i poważne, co to, to nie.

Mimo całej swojej wyjątkowości i odmienności od każdego innego pojazdu, który porusza się po naszych drogach  istnieje wersja która jest jeszcze bardziej „niespotykana”. Tą wersją jest model electric drive, czyli Smart w wersji w pełni elektrycznej. Dzisiaj wskoczymy za jego kierownicę i sprawdzimy czy ten niebotycznie drogi maluch ma jakąkolwiek rację bytu w naszej postkomunistycznej i nowoczesnej jednocześnie stolicy. Przed Wami Smart fortwo electric drive.

Smart w obecnej generacji wygląda zdecydowanie najpoważniej

Wszystko zwiastowało katastrofę…

Zanim odebrałem z parkingu Mercedesa nasze dzisiejsze auto, trochę sobie o nim poczytałem, pooglądałem testy, ogólnie zasięgnąłem języka. Obraz Smarta, który został mi przedstawiony mówiąc delikatnie był tragiczny. Spodziewałem się spotkania połączenia plastikowej puszki o mocy i żywotności taniej, chińskiej zabawki z Marywilskiej z ceną S-klasy. Serio, gdzie nie spojrzycie tam sama krytyka. Dawno już nie spotkałem się z autem które byłoby tak mocno poniewierane przez różnej maści testerów i youtuberów. Muszę przyznać, że mimo iż Smarta nie widziałem jeszcze na żywo to miałem wrażenie, że wsiądę do najgorszego auta na świecie. Sam miałem w głowie obraz pierwszej generacji modelu, która pozostawiała dużo do życzenia i w której wszystkie negatywne cechy zostały uwydatnione razy tysiąc. Do elektrycznego malucha podchodziłem więc z duża rezerwą.

Przyszedł wreszcie dzień odbioru testówki. Przeziębiony, zmęczony i zasmarkany wsiadłem w ubera, którym powoził niejaki Misza. Prosty około 40letni Ukrainiec, który jechał swoim leciwym Golfem, jakby chciał zabić nie tylko mnie i siebie, ale także zabrać z nami na tamten świat jak najwięcej bogu ducha winnych ludzi. Klął przy tym jak rasowy Rosjanin z filmów na youtube. A do tego pogoda, zimno, mokro, wietrznie. Nie, ten dzień zdecydowanie nie może pójść dobrze. Szczęśliwie udało mi się dotrzeć pod siedzibę Mercedesa, pożegnałem grzecznie Miszę, zamknąłem drzwi od jego dzielnego bolidu i od razu zobaczyłem Jego. Nie, nie stwórcę i Pana naszego amen. Jego, czyli Smarta. Stał pod głównym wejściem przypięty kablem do słupka z prądem. I co? Otóż o dziwo nie wyglądał jak ofiary wypadków komunikacyjnych, chociaż głos ludzi z internetu to właśnie sugerował. Okazało się, że na żywo elektryczny Smart wygląda zdumiewająco dobrze.

Smart w obecnej generacji wygląda zdecydowanie najpoważniej

Ekologiczna zieleń i elegancka czerń.

Oczywiście możecie się przyczepić, że wygląda dokładnie tak jak jego spalinowi bracia. Może i tak, ale w takiej konfiguracji w jakiej jest nasza testówka wyglądał jak cudowne połączenie świeżości, elegancji i bycia pro-eko. Nie wyglądało to broń boże głupio, wręcz przeciwnie. Sam zdziwiłem się, że obecna generacja wygląda tak dobrze. Połączenie czarnego i zielonego wypada wspaniale, do tego czarne i bardzo ładne felgi. Klasa! Nie jest ani krzykliwie, ani nudno, po prostu strzał w dziesiątkę. Smart powinien tak wyglądać od początku swojego istnienia.

A do tego wrażenie jego gabarytów. Fakt od razu widać, że to mikroskopijne auto, ale nie wygląda przez to niepoważnie i śmiesznie. Wygląda jak narzędzie skrojone idealnie na miarę do tego, do czego będzie wykorzystywane. Tym razem stylistom Smarta udało się stanąć na wysokości zadania, a przy tym ustrzegli się jakichkolwiek konotacji z tańszym i mniej elitarnym Twingo. W zasadzie, to poza ludźmi którzy siedzą w branży nikt nawet się nie domyśli, że to bliźniacze modele. I bardzo dobrze. Mimo mojej sympatii do Twingo, to Smartowi po prostu nie wypada uchodzić za taniego, bo też tani nie jest, ale o tym później.

Z tej perspektywy wydaje się być mniejszy niż resorak.

Tu naprawdę nie jest ciasno!

Z resztą nie zajmujmy się tak dużo tym jak Smart wygląda, bo nie to w tym aucie jest najważniejsze. Zanim jednak dojdziemy do jego elektrycznych supermocy, przyjrzyjmy się chwilę wnętrzu. Tutaj również nie ma praktycznie żadnych różnic względem zwykłego Smarta. Jedyną zmianą jest właściwie wskaźnik zużycia prądu, który jest zamontowany w zamian za obrotomierz i tyle. Żadnych innych zmian nie stwierdzono, co w sumie można poczytać na plus, bo nie ma również żadnych wyrzeczeń, które trzeba ponieść w imię bycia eko. W dalszym ciągu możemy się w pełni cieszyć małą, choć wcale nie taką ciasną kabiną Smarta. W zasadzie można powiedzieć, że jest tu imponująco dużo miejsca. Ja przy swoich 185 cm nie miałem żadnych problemów, aby znaleźć wygodną pozycję za kierownicą.

Widoczność jest świetna, materiały mogłyby być nieco lepsze, a fotele trochę mniej przypominać te z Twingo, ale generalnie nie jest źle. Na duży plus zasługuje kierownica, która jest po prostu ładna, a przy tym jest świetnie wyprofilowana i ma właściwy rozmiar. Obcowanie z nią to prawdziwa przyjemność. Jakieś wady odnośnie wnętrza? Chyba tylko to, że połowę i tak mikroskopijnego bagażnika zajmują kable do ładowania. No cóż jakieś wyrzeczenia ponieść trzeba, aż tak kolorowo nie ma.

Promień skręty powala na kolana!

Zwrotny, twardy, szybki.

Po tym szybkim przeglądzie wnętrza i „zewnętrza”, czas wreszcie sprawdzić to co najciekawsze w naszym Smarcie, czyli jego elektryczne serce, które wprawia w ruch tego małego brzdąca. Ileż to ja się naczytałem, że to tragedia, że zasięg gorszy niż w samochodziku na baterie, do którego nie włożono baterii, że nie jedzie, że długo się ładuje, że to się zupełnie do niczego nie nadaje. Sceptycyzm level max. A do tego moja ogólna niechęć do elektrycznej przyszłości motoryzacji. Jak to mogło się skończyć dobrze?

Odpiąłem kabel ładowarki, zamknąłem drzwi, ustawiłem sobie fotel, lusterka, przekręciłem kluczyk i klasyczne nic. Tego akurat można się było spodziewać. Jeszcze tylko szybkie sprawdzenie jaki zasięg pokazuje komputer pokładowy i zonk. Producent deklaruje zasięg w granicach 170 km, a mój w pełni naładowany Smart pokazywał 80 kilometrów. Albo ktoś tu robi mnie w konia, albo to jakaś pomyłka. Nic to, do domu miałem niespełna 10 kilometrów, więc tak czy owak dam radę, a później się będę martwić. Powoli ruszyłem i okazało się, że jedzie się dokładnie tak jak zwykłym samochodem, z tym że po pierwsze nie słychać silnika tylko takie bzyczenie jak w tramwaju, a po drugie szum opon jest głośniejszy niż można przypuszczać. Opowieści o absolutnej ciszy w aucie elektrycznym możecie włożyć między bajki.

Zobacz również:   [TEST] Suzuki Swift 1.0 BoosterJet 111 KM Elegance
To jeden z niewielu detali jakie zdradzają że jedziemy na prądzie.

Niby jak normalnie, ale inaczej.

Kolejne co rzuciło mi się w oczy to zawieszenie. Twarde jak chleb który 3 miesiące leżał na kaloryferze i wysechł tak, że nawet głodujący od miesiąca człowiek nie dałby rady go zjeść, bo prędzej połamałby zęby. No cóż baterie swoje ważą i żeby Smart zachował jakąkolwiek przyzwoitość w prowadzeniu zawieszenie trzeba było utwardzić, ale czy aż tak bardzo? Moim zdaniem chyba trochę przesadzili. Tym bardziej, że Smart to przecież auto miejskie, które ciągle będzie wjeżdżać w studzienki i przejeżdżać tory tramwajowe, a wtedy w środku nie jest zbyt przyjemnie. Za to na gładkim mamy precyzje prowadzenia jak w go karcie.

Minęły pierwsze kilometry i z baterii zniknęło już parę procent, za to zasięg w niewytłumaczalny sposób się zwiększył. Jak później się okazało, ktoś musiał małego Smarta nieźle maltretować, że jego „mózg” bezpiecznie przyjął taką wartość zasięgu. W sumie nie ma się czemu dziwić, bo maleńkie auto jest prawdziwym wariatem do 80km/h. Przy startach spod świateł próżno szukać przeciwników.

Pierwszym godnym rywalem był dopiero oficer BORu, który jechał sam w limuzynie prezydenta, dopiero on pokazał mi miejsce w szeregu. Reszta beemek serii 3, mazd mx-5, civiców itp. mogła jedynie wąchać moje spaliny, a właściwie to nie mogli robić nawet tego, bo za Smartem nie było żadnych spalin. Jeżeli chodzi o dynamikę i prowadzenie Smartowi należą się same brawa, tutaj nie ma się do czego przyczepić. Podobnie ma się sytuacja przy parkowaniu, bo można wcisnąć się w każdą, nawet najmniejszą lukę, a jeszcze zostanie miejsce. Wrażenie robi również promień skrętu, który jest tak mały, że nawet na rowerze trudno byłoby go pobić.

Dawno nie miałem do czynienia z równie dobrą kierownicą.

Daleko nie zajedzie, ale dalej niż mówią w internetach.

To jedna w większości rzeczy, które są już znane z normalnego Smarta, a pewnie najbardziej ciekawe jest jak ta cała elektryczność ma się do praktyczności i jak to się sprawdza w normalnym życiu. Już tłumaczę. Tak jak mówiłem wcześniej producent przewiduje zasięg około 170 kilometrów na w pełni naładowanym akumulatorze. Możecie to jednak wrzucić między bajki. Fakt, faktem kiedy przeprowadzałem test temperatura na zewnątrz oscylowała w okolicy zera. To z pewnością wpłynęło ujemnie na żywotność baterii, natomiast nie sądzę żeby to były wartości większe niż 20 kilometrów zasięgu. Także do moich obserwacji możecie dodać dodatkowe 20 km, kiedy za oknem będzie już zielono, a ptaszki będą śpiewały swoje miłosne serenady.

Pierwszy niespodziewany schowek…

Generalnie elektrycznym maluchem można jeździć w dwojaki sposób. Pierwszy ten bardziej komfortowy, czyli używanie klimatyzacji, radia i nie przejmowanie się zasadami eco-drivingu. Wtedy Smart jest dobrze znanym, dość komfortowym autem dającym sporo frajdy z jazdy, zwłaszcza przy przyspieszaniu. Ta frajda nie trwa jednak zbyt długo. Prąd skończy się już po koło 55-60 kilometrach. Możecie mówić, że to fatalny wynik i ok jest w tym nieco prawdy. Ale zanim spuścimy na naszego gościa lawinę hejtu należy wspomnieć o dwóch sprawach.

Pierwsza to taka, że Smart jest naprawdę bardzo mały, więc miejsca na baterie nie ma zbyt wiele. Po drugie to w 100% auto miejskie i nadaje się praktycznie tylko do jazdy po mieście i tylko do tego będzie wykorzystywany. Wtedy 60 kilometrów zasięgu już zaczyna być do przełknięcia, bo tak naprawdę rzadko kiedy przejeżdża się więcej w ciągu jednego dnia. No chyba że jesteś przedstawicielem handlowym, ale wtedy raczej nie stać Cię na miejską zabaweczkę za prawie 100 tysięcy złotych.

A to drugi. Smart jest mistrzem w tej kategorii.

No i przychodzi jeszcze jedna kwestia, jeżeli wyłączycie klimę i zostawicie sam nawiew, zrezygnujecie z radia na koszt delektowania się ciszą i jeszcze nieco odchudzicie prawą stopę, to wtedy realny zasięg magicznie wzrasta do około 100 kilometrów. A to jest już wartość, która pozwala na dojechania do pracy do miasta, przejażdżkę na lunch, siłownie, do kina i z powrotem do domu. A to wszystko niemal kompletnie za darmo. Całkiem nieźle i jak na swoje przeznaczenie Smart daje radę.

To jaki jest wynik eksperymentu?

Oczywiście to nie jest auto idealne i daleko mu do tego. Cała elektroniczna technika mogłaby już być bardziej zaawansowana, zawieszenie chociaż trochę bardziej komfortowe, a cena niższa. Nie zapominajmy jednak o tym, że Smart electric drive to nie jest auto które będzie produkowane w milionach egzemplarzy. To raczej ciekawostka i dodatek w ofercie producenta, traktowany pewnie też trochę jak eksperyment. A czy ten eksperyment się udał? Dla każdego ta odpowiedź będzie inna, chociaż dla większości społeczeństwa odpowiedź będzie brzmiała nie. Natomiast większości społeczeństwa nie stać na taki eksperyment, a tych których stać i którzy go kupią nie powinni być zawiedzeni, bo elektrycznego Smarta wbrew obiegowej opinii można z powodzeniem używać na co dzień. A jestem pewien, że rozwój projektu przyjdzie z czasem, wraz z rosnącym popytem.

 

Leave a Reply